środa, 14 października 2015

Rozdział 54

Najpierw informacje. Rozdziały (od następnego tygodnia) będą pojawiać się raz w tygodniu, w piątek, sobotę lub niedzielę. To tyle.
W.


   -Czekaj. I ty uważasz, że JA go porwałem? - niedowierzający głos Jace'a rozległ się w kuchni.
   Clary kiwnęła głową.
   -Wiesz, w jego pokoju leżało to. - Ruchem głowy wskazała na sztylet z nazwiskiem blondyna, a oczy Isabelle rozszerzyły się.
   -Mojego Jonathana miałby porwać Jace? To niedorzeczność.
   -Wiem, Iz - westchnęła, potrząsając głową. - Sama już nie wiem, co się dzieje. To wszystko mnie totalnie przytłacza - westchnęła, opierając policzek na dłoni.
   -Ale... Twój brat nie wyparował tak po prostu, prawda? Znajdziemy go - Jace, próbując ją pocieszyć, złapał ją za wolną rękę.
   -Nie, posłuchaj. - Zacisnęła na chwilę oczy. Gdy je otworzyła, jej głos był bardzo zmęczony. - Kocham cię. Wiesz o tym, prawda? - Chłopak przytaknął, a ona mówiła  dalej. - Dużo się dzieje. Chcę skupić się na odnalezieniu Jonathana i... Teraz to będzie dla mnie priorytetem. Muszę go uratować, więc... póki go nie odnajdę... Żadnych randek, okay? - wypaliła. Nie chciała z nim zrywać ale wiedziała, że w obecnej sytuacji nie będzie poświęcać czasu związkowi. Najwyraźniej Jace zrozumiał jej intencje, bo skinął głową i uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła gest. - Dziękuję.

***

   Clary nie miała pojęcia gdzie zacząć szukać, on zresztą też. Dziewczyna - mimo długich protestów - zgodziła przespać się kilka godzin. Każdy widział, że była zmęczona i zestresowana nową sytuacją. W jej życiu ostatnio działo się dużo rzeczy, których nie chciała i na które nie miała wpływu. Odpoczynek się jej należał.
   Jace z troską pomyślał o białowłosej. Jego Clary. Clary, której ciągle się uczył. Pięknej, silnej, niezależnej i niedostępnej, a jednak przy bliższym poznaniu całkowicie cudownej w swoim stylu bycia i ukazującej głębsze emocje. Widział jej walkę z przeciwnościami losu i wiedział, że umie dużo znieść.
   Miał tylko nadzieję, że przebyte sytuacje jej w końcu nie złamią.
   Westchnął, odrywając się od myśli o dziewczynie i pchnięciem otworzył drzwi do jednego z lepszych klubów w Alicante. Miał świadomość, że kręciło się tam kilku Nefilim o dużym zasobie wiedzy i miał zamiar to wykorzystać.
   Gdy przepychał się między ludźmi okupującymi parkiet czuł na sobie spojrzenia wielu dziewczyn, słyszał chichoty. Nie ruszało go to. Wiedział, po co przyszedł.
   Po dłuższej chwili stanął koło lady i spojrzał na odwróconego barmana.
   -Wiesz, gdzie znajdę właściciela?
   Mężczyzna zamarł na chwilę, po czym odwrócił się do niego z szerokim uśmiechem. Dopiero wtedy blondyn go rozpoznał: wysoki, w okularach i z brązowymi włosami, między którymi odznaczały się już srebrne nici. Jednak jego błękitne, przejrzyste oczy wciąż jaśniały jak u spragnionego przygód nastolatka, a z wyprostowanej i umięśnionej postury biła godność Nocnego Łowcy.
   -No, proszę. Jace Herondale.
   Twarz młodzieńca także wykrzywiła się w niepowstrzymanym uśmiechu, gdy spojrzał mężczyźnie w oczy.
   -Lucian Graymark.

***

   -Dawno cię tu nie widziałem - stwierdził mężczyzna, a z jego twarzy nie schodziła radość. Jace traktował go jak wuja, bo jego ojciec utrzymywał z Lukiem dobre relacje. - Jak rodzice?
   -Uhm, nie widzieliśmy się ostatnio - mruknął Jace. - Ja, Alec i Izzy mieszkamy teraz u twojego parabatai.
   Rozmówca zastanawiał się przez chwilę.
   -No tak - zaśmiał się cicho. - Valentine mówił, że nie wracacie. A Clary i Jonathan? Moje dzielne maleństwa - Jace wiedział z opowieści Cecily i Stephena, że Luke utrzymywał z dziećmi Morgensternów ciepłe stosunki. Jak mało kto. - Trzymają się po śmierci naszej Jocelyn? Dla nas wszystkich to był okropny cios i...
   -Luke - uciął mu Jace. - Chętnie bym pogadał, ale sprawy naprawdę nie mają się za dobrze. Jonathana ktoś porwał a my podejrzewamy, że to ta sama osoba, która zabiła ich matkę. Potrzebny mi Harley. Był tu dziś?
   Lucian szybko rozejrzał się po swoim lokalu. Po chwili jego wzrok zatrzymał się na osobie siedzącej w rogu i popijającej jakiś parujący napój. Jace podążył za jego wzrokiem i wtedy dostrzegł, kto tam jest.
   Harley.
   -Siedzi tam, w rogu - powiedział mężczyzna, jakby Jace sam się tego nie domyślił. - Ale uważaj, dziś nie jest chyba w zbyt dobrym nastroju. Pewnie będzie czegoś od ciebie chciał za informacje.
   -Jak zawsze - odpowiedział mu Jace, myślami błądząc już przy czekającej go rozmowie. - Dzięki, Luke. Życz mi powodzenia. - Po tych słowach znów wmieszał się w tłum, próbując dostać się do znajomego.

***

   Jace wsunął się szybko na kanapę naprzeciwko postaci, patrząc na jej twarz.
   -Harley. Potrzebna mi pomoc, a ty zawsze masz najwięcej informacji.
   Czarnowłosy, wysoki chłopak o bladej skórze podniósł na niego szare oczy, a w nich błysnęło zainteresowanie.
   -Wiesz, że nic ci nie powiem za darmo? Nawet po znajomości. Wszystko ma swoją cenę.
   Herondale w odpowiedzi położył rękę na stole, wewnętrzną stroną do góry. Jego towarzysz przeniósł wzrok z jego twarzy na rękę, potem znów na twarz i uśmiechnął się szeroko.
   -Miło robi się z tobą interesy. Co chcesz wiedzieć?

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział. Naczekałam się na niego, ale jest i jest cudowny. Już nie mogę się doczekać następnego... Ciekawe co Jace dał temu Harley'owi...
    A i jakby co, tu Clarissa Adele Morgenstern z Jace i Clary - Anielska Miłość, tylko po połączeniu kont Bloggera z Google+

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super. Oby Jonathan się znalazł. Co Jace dał Harley'owi? Powiedz mi co? Ja już chce next. No to czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo Mam nadzieję, że z Jonathanem wszystko w porządku, bo on MA BYĆ Z IZZY!!! Rozumiemy się? Czym Jace przekupił Harley'a? Awwwww... czekam na następny rozdział! Pozdrawiam i dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń