niedziela, 29 listopada 2015

To już rok!

Kochani, dziś mija dokładnie rok, odkąd istnieje BKTN. ^^ To niesamowite, że piszę to opowiadanie tak długo. <3 Jest tu ktoś, kto był od samego początku?
A z okazji rocznicy: macie jakieś pytania? Z chęcią na nie odpowiem. (Oczywiście nie takie jak nazwisko czy gdzie mieszkam, ale na inne udzielę odpowiedzi ;) )
I małe info: next będzie troszkę opóźniony. Pewnie pojawi się we wtorek. Zostały nam do końca maksymalnie 4 rozdziały + Epilog.
Wera ;*

niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 59

-Właź tu! - warknął chłopak wyglądający jak Jace, otwierając toporne drzwi.
-Chyba jaja sobie ze mnie robisz! - odkrzyknęła Isabelle, podnosząc dumnie brodę.
-Wejdź, albo coś złego stanie się twoim bliskim - zagroził jej. Oczy chłopaka zmieniły się w szpary. - Ostrzegam cię, Isabelle Lightwood.
Przełknęła ślinę. Nie mogła się poddać.
-Nie waż się brudzić mojego nazwiska, wymawiając je - odparła mu, patrząc mu nieugięcie w oczy i myśląc intensywnie. Co robić, co robić?
-Albo jesteś bardzo odważna, albo niesamowicie głupia, próbując się mi przeciwstawiać - skrzywił usta w niemiłym uśmiechu.
Wiem!, pomyślała. Nie tracąc czasu, kopnęła go stopą obutą w wysokie kozaczki na szpilkach w czułe miejsce.
Ryknął z bólu, kuląc się. Usatysfakcjonowana patrzyła na niego przez chwilę, a potem ruszyła korytarzem. Przynajmniej zamierzała, bo chwycił ją za kucyk i szarpnął do tyłu.
-Myliłem się - wycedził, podnosząc się znowu do wyprostowanej pozycji. - Jesteś jedną z najgłupszych osób, jakie spotkałem.
Zmrużyła groźnie oczy i zacisnęła na chwilę usta.
-Cóż, mogę przynajmniej wiedzieć, z kim mam do czynienia, zanim wepchniesz mnie do tego... - obejrzała się za siebie - ...cóż, lochu?
Chwycił ją brutalnie za nadgarstek, zbliżając twarz do jej twarzy.
-Coraz bardziej podoba mi się twój upór, Isabelle - skrzywiła się. - I gdy sytuacja skończy się na moją korzyść - a jestem pewien, że tak będzie - zagarnę cię dla siebie. Będziesz moja.
Wyszarpnęła dłoń, patrząc na niego z niesmakiem. A potem sama weszła do pomieszczenia.
-No już, zamknij mnie. - Rozłożyła ręce. - Wolę to, niż rozmawiać z tak psychopatyczną osobą jak ty.
Popatrzył na nią z błyskiem w oczach. Chwilę później wyciągnął z kieszeni klucz i chwycił za klamę od drzwi, powoli je zamykając.
-Mów mi Andrew, Isabelle. Wiesz, od dzisiaj jestem twoją przyszłością.
Jej serce załomotało jeszcze mocniej, niż do tej pory. Chcieć to sobie możesz, pomyślała.
Zamknął drzwi. Wzięła oddech, osuwając się po ścianie.
Wcale nie była zaskoczona, gdy dziesięć minut później wrzucono do jej więzienia jeszcze Aleca i Valentine'a. Prawdziwy szok poczuła wtedy, gdy chwilę po nich wpadli też Jonathan z Jace'em.

WAŻNE

Dzisiaj króciutko i tylko o Isabelle. No cóż, przed pisaniem tego rozdziału całkiem zmieniłam ciąg dalszy tej historii (nie, nie będzie więcej rozdziałów, do końca został mi tylko ten wątek). Ale podczas pisania uświadomiłam sobie, że prolog uniemożliwia mi mój nowy zamysł. Tak więc, zmieniłam go (dlatego dziś tylko tyle, muszę napisać jeszcze prolog od nowa). Teraz w prologu jest część oznaczona "-wersja pierwotna-" i "-wersja prawidłowa-". Więc jeśli chcecie zobaczyć, jak naprawdę wyglądał początek tej historii, zajrzyjcie tam. Cóż, nie obrażę się, jeśli wyrazicie pod nim swoje zdanie o jego nowej wersji.
Link do prologu - KLIK!

niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 58

Po wyjściu dziewczęta schowały się za rogiem.
-Więc - zaczęła Clary, łapiąc uspokajający oddech - pozostaje tylko czekać nam, aż wyjdzie.
Izzy przytaknęła i załamała palce. Podeszła do drugiego końca ściany i wyjrzała za niego, a po jej twarzy rozlała się ulga.
-Idą - stwierdziła, spoglądając przez ramię na Clary. - Alec i twój tata.
Blondynka skinęła głową, obserwując w skupieniu drzwi frontowe. Po chwili otworzyły się, a ze środka wydostał się Jace. Rozejrzał się i, nie ujrzawszy nikogo, odszedł szybkim krokiem. Naciągnęła kaptur na głowę, by ukryć charakterystyczne jasne włosy i przywołała gestem resztę. Nie na mojej zmianie, pomyślała i ruszyła za Jace'em, a za nią jej przyjaciele i ojciec.

***

Blondyn stanął przed starym budynkiem, rozejrzał się jeszcze raz uważnie i wszedł do środka. Clary odczekała chwilę przecznicę dalej, by doszli do niej jej sprzymierzeńcy. Spojrzała na twarz każdego z osobna.
-Okay - powiedziała. Źle. Zadrżał jej głos, to nie powinno się stać. Powtórzyła więc z jeszcze większym naciskiem. - Okay. Wchodzimy tam.
Pokiwali głowami. Zacisnęła pięści i powieki. Chwilę potem zrobiła odwrotność tej czynności. Powoli, bez pośpiechu. Będzie dobrze, musi być dobrze, powtórzyła sobie i ruszyła ku nieuniknionemu.

***

Bała się. Naprawdę się bała, ale starała się to ukrywać. Przecież... Wszyscy umieją walczyć. Będzie dobrze, musi być dobrze, powtórzyła znów jak mantrę. Musi być dobrze.
Ostrożnie weszła do środka i podążyła korytarzem. Serce podpowiadało jej gdzie ma iść, by zobaczyć dwie drogie jej osoby. Miała nadzieję, że się nie myli.
Podeszła do zamkniętych drzwi, spod których, jak teraz zauważyła, wydobywało się nikłe światło i położyła dłoń na klamce. Kiwnęła głową na swojego ojca i przyjaciela, którzy trwali przy niej z rękami na mieczach przytwierdzonych do pasa. Zostańcie na straży, powiedziała do nich bezgłośnie, a potem machnęła do Isabelle ręką.
Będzie dobrze, będzie dobrze, będzie dobrze. Och, musi być dobrze.
Przyjaciółka ścisnęła jej palce. Miały teraz szansę ich uratować.
Clary pchnęła drzwi. Ich oczom ukazał się okropny widok. Dwa krzesła stały obok siebie a na nich - nie wiedziała nawet, czy jej oczy zaszkliły się z ulgi, czy ze strachu o chłopców - Jace i Jonathan. Przykuci, wymizerowani i brudni, ale żywi.
Nie podnieśli nawet oczu, by sprawdzić kto wszedł.
Nie miała pojęcia, do kogo podejść najpierw, ale Isabelle już podjęła decyzję. Podbiegła do Jonathana i objęła go mocno. Podniósł głowę, zdziwiony.
Clary dopadła do Jace'a sekundę po reakcji przyjaciółki. Padła przed nim na kolana i złapała go pod brodę, zmuszając do podniesienia wzroku.
Gdy spojrzał na nią, w jego zgaszone, złote oczy napłynęło więcej życia, pomieszanego z miłością, zaskoczeniem i nadzieją.
-Clary? - wyszeptał niedowierzająco.
Objęła jego policzki dłońmi i kciukami pogładziła kości policzkowe, niezwykle szczęśliwa. Dłonie jej drżały, prawie nic nie widziała przez rozmazujące wszystko łzy, ale to nie było ważne. Jace, jej Jace był tu razem z nią.
Przełknęła tkwiącą w gardle gulę, a jej usta wykrzywiły się w uśmiechu.
-Tak. Jesteśmy tu razem. Wszyscy.
-Cześć, siostrzyczko! - usłyszała cichy głos Jonathana. Uśmiechnęła się do niego czule.
-Brakowało nam was.
Jace odetchnął głęboko i wtulił na chwilę twarz w jej dłoń. A potem w jego wzroku pojawiło się coś
twardego, nieustępliwego.
-Clary, kochanie, musicie natychmiast stąd wyjść. - Zmarszczyła brwi. Nie tego się spodziewała. Należało rozwiązać ich i wyprowadzić bezpiecznie, a potem... Cóż, zamierzała policzyć się z osobą, która była na tyle głupia, by robić wszystkie te rzeczy.
-Nie pójdę nigdzie bez was. - Powoli zaczęła ogarniać ją panika. Zabrała dłonie z jego twarzy i przesunęła je na jego ramiona, ściskając mocno. Jej głos stał się piskliwszy. - Nie mogę znów was stracić!
-Skarbie, nie rozumiesz. Wszystko będzie okay. My jakoś damy sobie radę, ale wy musicie...
-Valentine. - Usłyszała kobiecy, metaliczny głos zza drzwi. - Naprawdę miło spotkać się ponownie, po tylu latach... - Rozległ się głuchy łomot padających na ziemię ciał, a do pokoju weszła jakaś kobieta, a wraz z nią niby-Jace. Wdarło się w nią przerażenie. - No proszę, Clarisso. Jak widzę, sama do mnie przyszłaś. Bierz ją - mruknęła do chłopaka, który ruszył w stronę Isabelle. Jace i Jonathan zaczęli wyrywać się z więzów, próbować wstać, ale najwyraźniej były przymocowane do ziemi. Darli się jeden przez drugiego, chcąc skupić na sobie ich uwagę - a może przyciągnąć kogoś z zewnątrz?
Wstała i stanęła przed krzesłem Jace'a. Kątem oka zauważyła, jak Isabelle broni się zaciekle przed tamtym chłopakiem.
-Nie dostaniesz żadnego z nas - oznajmiła zdecydowanie, sięgając do kieszeni płaszcza. Kobieta złapała ją brutalnie za włosy. Clary krzyknęła, ale zamachnęła się wyciągniętym sztyletem. Ostrze przecięło skórę kobiety na dłoni. Wykrzywiła się. A potem pociągnęła ją z fryzurę tak, że nie miała wyboru - klęknęła na ziemi. I choć wiła się i szarpała na wszystkie strony, nie mogła uwolnić blond kosmyków.
W jej umyśle pojawił się pomysł. Uciąć swoje włosy. Tak. Była wrażliwa na ich punkcie, stanowiły ważną część jej osobowości. Lecz gdy jej dłoń była centymetry od wymierzonego celu, kobieta chwyciła ją wolną ręką za nadgarstek. Clary, korzystając z okazji, próbowała wykręcić jej rękę, ale tamta przejrzała jej ruch. Cofnęła palce z nadgarstka dziewczyny i wyszarpnęła jej sztylet, odrzucając go w bok pokoju.
A potem Clary poczuła ukłucie na szyi. I chociaż walczyła z ogarniająca ją sennością z całej siły, nie mogła temu zapobiec. Powieki jej się zamykały, przerażone głosy jej brata i Jace'a cichły, szamotała się coraz bezradniej, tracąc pojęcie o otaczającej ją sytuacji.
Kobieta puściła jej włosy, gdy Clary upadła nieprzytomnie na ziemię.
-Och, moja droga. Już dawno was dostałam.

piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 57



Proszę, abyście przeczytali notatkę pod rozdziałem.


-Jace? Jace, słyszysz mnie? - Do chłopaka powoli zaczęły docierać głosy. Zamroczony zamrugał i zaczekał, aż ostrość widzenia mu się wyostrzy. Chwilę później spostrzegł przed sobą twarz Jonathana. Rozejrzał się zdezorientowany po obcym pokoju i powoli zaczął  przypominać sobie, gdzie jest.
-Słyszę - skrzywił się, czując ostry ból głowy. - Co się działo, gdy byłem nieprzytomny?
-Ten chłopak, Andrew, gdzieś poszedł. Natomiast kobieta zostawiła nas tak, jak byliśmy - zerknął za siebie, na swoje związane ręce - i wyszła. Nie wiem, co będzie dalej - westchnął.
Jace zastanawiał się przez chwilę, a potem jego oczy rozszerzyły się z przerażenia.
-Ona powiedziała, że Andrew będzie moim mną... A jeśli poszedł do waszego domu?
-Cóż - powiedział nienaturalnie spokojnie Jonathan, ale w jego głosie wybrzmiała skrywana histeria - pozostaje nam mieć nadzieję, że nasi bliscy są niesamowicie spostrzegawczy.

***Dwa dni później***

-Izzy, Alec - powiedziała cicho Clary, wyglądając przez szparę w drzwiach. - Wychodzi. Czas zacząć.
Przyjaciółka podeszła do niej. Wymieniły spojrzenia i wyszły na korytarz, uśmiechając się od ucha do ucha.
-Cześć, Jace! - krzyknęła wesoło brunetka, machając torebką.
Przystanął, a potem powoli odwrócił się.
-Hej, dziewczyny! - Na jego twarz wypłynął sztuczny uśmiech, gdy objął Clary ramieniem. Ukryła złość. To nie był on, widziała to jak na dłoni. Mimo to zmusiła się do radosnego wyrazu twarzy. - Gdzie idziecie?
-Och, no wiesz, na zakupy! - Isabelle ani na chwilę nie wypadła z roli.
-Uznałyśmy, że pora się odstresować. Mojego brata porwano, a od tego myślenia o tym cały czas mam wrażenie, że zwariuję. Może po tym wpadniemy na coś genialnego - dopowiedziała Clary, starając się brzmieć beztrosko.
-To w sumie niezły pomysł - stwierdził niby-Jace. - Gdzie Alec?
-Ktoś o mnie mówił? - Młody Lightwood wyszedł ze swojego pokoju.
-Tak, ja. Masz jakieś plany na dziś?
-Wiesz, zamierzałem potrenować. Chcesz, możesz do mnie dołączyć - spojrzał na niego, wzruszając ramionami. Popatrzył na dziewczyny kątem oka, a one niemal niezauważalnie kiwnęły mu głową. Tak, na razie wszystko robimy dobrze.
-Nie, dzięki. Zamierzałem się przejść.
-Możesz iść z nami do miasta! - zakrzyknęła Isabelle.
Niby-Jace pokręcił głową. Przez chwilę na jego twarzy widniał grymas zdenerwowania, ale potem się rozchmurzył.
-Nie. Chciałem spotkać się za starym znajomym. Ale dzięki za propozycję - uśmiechnął się krzywo.
-Cóż, jak chcesz. - Clary wzruszyła ramionami - Chodź, Izzy, idziemy. - Pociągnęła za sobą przyjaciółkę, kierując się do wyjścia. - Pa, chłopaki!
-Cześć - Alec ruszył do sali treningowej, a Jace został na korytarzu.

Jest ten zaległy rozdział! Następny? - Uhm, niedziela. Co jeszcze? 
Ach, tak. Założyłam konto na Wattpadzie i gdy tylko przestanę się nim jarać, zacznę publikować BKTN też tam. Więc jeśli ktoś z was pisze na Wttp, podajcie nazwy czy coś. Zajrzę, przeczytam skomentuję. ;) (Jeśli skomentujecie pierwszy raz i to tylko po to, by się zareklamować, nie zajrzę. Nie chcę komentarzy typu "Świetny blog, fajnie piszesz, zapraszam na mojego Wttp." To chamskie i równoznaczne ze spamem)
Jeszcze jedno. Do końca opowiadania przewiduję prawdopodobnie nie więcej niż 7 rozdziałów + Epilog. Zależy, jakiej będą długości. Tak czy siak, BKTN zostanie zakończone do końca grudnia.
Wera ;*

wtorek, 10 listopada 2015

Kiedy rozdział?

Hej. Wiem, że w weekend nic nie dodałam, ale to przez to, że mam problemy z netem. Mianowicie: nie chce mi działać w laptopie, a rozdział mam zapisany w Wordzie. Cóż, cały czas próbuję, więc dodam go wtedy, kiedy to będzie możliwe. ;)
To oczywiście nie znaczy, że w okresie piątek-niedziela nie pojawi się coś nowego. Po prostu w tym tygodniu będą dwa rozdziały. ;)
W.