Siedzieli wszyscy - no, prawie wszyscy - w jadalni zastanawiając się nad tożsamością tajemniczej osoby, która prawdopodobnie nie tylko zabiła Jocelyn, ale i zleciła zmienienie Aleca. Brunet, ze względu na słaby stan zdrowia zjadł w pokoju, natomiast Valentine zaszył się w gabinecie, szukając w księgach zaklęcia, które zmieniło młodego Lightwooda.
-Śledztwo? Nie obraź się, Clary, ale jak niby chcesz tego dokonać? - zapytał Jace.
-Ja... Nie mam zielonego pojęcia - przyznała niechętnie, opierając podbródek na dłoni i wzdychając głośno.
-Clary ma rację - odezwała się Isabelle. - Coś musimy zrobić.
-A to twoje "coś", oznacza...? Nie mamy nawet pojęcia, kim ta osoba jest - odezwał się Jonathan.
-Oczywiście, że mamy - odpowiedziała mu brunetka. - We Włoszech wasz ojciec dostał tajemniczą wiadomość. Nie pamiętam dokładnie, co tam pisało, ale wynikało z niego, że się znają.
-Nie licz, że zdołasz obronić rodzinę. Nie licz, że będę litościwa. Skończył się czas twój i twoich bliskich. Mam nadzieję, że pożegnałeś się z żoną - wymamrotał Jace. Spojrzeli na niego z uniesionymi brwiami. - No co? Zapada w pamięć - wzruszył ramionami.
-Nie powie nam - stwierdziła Clary. - Uzna, że jest jeszcze za wcześnie. Tylko jaki czas ma być za wcześnie? - Zacisnęła usta, ściskając kubek w dłoniach, po czym jednym haustem wypiła resztę herbaty. - Nieważne. Idę do pokoju, jutro coś wymyślimy. - Nie czekając na odpowiedź innych, wstała od stołu i szybkim krokiem wyszła na korytarz.
***
Późnym wieczorem ktoś zapukał do jej pokoju. Z szerokim uśmiechem odłożyła książkę, którą właśnie czytała i podniosła się z łóżka, podchodząc do drzwi. Uchyliła je i wyszła na korytarz.
-Hej - powiedziała i cmoknęła chłopaka w policzek. - Po co przyszedłeś?
Jace ujął jej dłoń i uniósł w uśmiechu kącik ust.
-Chciałem spytać, czy nie masz przypadkiem ochoty przejść się po ogrodzie.
Zaśmiała się.
-Jace, jest już późno. Poza tym, jestem w piżamie. - Clary zerknęła na swoje ubranie. Sportowe szorty i stara koszulka. Strój, o którym marzy każda kobieta wychodząc na randkę, pomyślała z sarkazmem.
-Daj spokój - prychnął śmiechem, gdy popatrzyła na niego krytycznie. - Dla mnie wyglądasz w tym tak samo dobrze, jak w innych ciuchach. - Po tych słowach pociągnął ją za rękę, a ona uległa i poszła za nim.
***
-I jak? - szepnął, gdy znaleźli się na malutkiej polance. Księżyc w pełni rzucał na wszystko cudowne, romantyczne światło, a oni stali między różami i rozkwitającymi kwiatami północy.
-Jest pięknie - podeszła do niego i objęła go za szyję, przyciągając do siebie. Przytulił ją mocno, obejmując w talii. - Dzięki, że mnie tu przyprowadziłeś. Po tym wszystkim, co się ostatnio działo... - Wzdrygnęła się, zaciskając powieki. Nie chciała o tym pamiętać.
-Nie ma za co. Wiesz, ostatnio dużo myślałem... - Zesztywniała. Czy on miał zamiar z nią zerwać? Jace uśmiechnął się, widząc jej reakcję. - Spokojnie. Doszedłem do wniosku, że nie wiem, co stanie się za miesiąc, rok. Czy pokonamy osobę, która się na nas uwzięła. Ale jestem pewien jednej rzeczy. - Przeniósł swoje dłonie na łopatki Clary, przyciskając ją do siebie mocniej i ukrywając twarz w jej włosach. - Kocham cię. Najbardziej na świecie. - Przymknęła oczy, marszcząc brwi. Do czego on zmierza? - Zostań moją królową. Wyjdź za mnie, Clary.
Liczę na wasze opinie.
W.