Pierwszą rzeczą którą poczuła po odzyskaniu świadomości, było uczucie skrępowanych kończyn. Zaraz potem dopadł ją oślepiający ból głowy.
-Och, obudziłaś się już?- Usłyszała drwiący głos. Podniosła policzek z zimnej posadzki i spojrzała na męską postać, stojącą za rozpalonym ogniskiem.
Alec.
Rozejrzała się wokoło. Była w jakiejś jaskini, małej i ciemnej. Dłonie miała związane z tyłu, o kostki ocierał się gruby, szorstki sznur, którym były związane.
Przeniosła wzrok z powrotem na chłopaka.
-Dokąd mnie zabrałeś? - zapytała trzeszczącym głosem. Skrzywiła się, słysząc go i odchrząknęła.
Zacmokał z poirytowaniem.
-Kotku...
-Nie nazywaj mnie tak! - zareagowała natychmiast i zakasłała. Coś było nie tak z jej gardłem. - Gdzie jesteśmy? - ponowiła pytanie najbardziej stanowczym głosem, na jaki było ją w tej chwili stać.
-W jaskini w Himalajach. Tu na pewno cię nie znajdą - zarechotał złowieszczo.
-Po co mnie porwałeś? - Jej głos drżał. Bała się odpowiedzi.
-Powiedzmy, że swego czasu będziesz mi potrzebna.
-Tobie? - W to jedno słowo próbowała włożyć wszystkie pozostałe emocje: pokazać, że się go nie boi.
Prychnęła. Nie zabrzmiało to jednak tak przekonująco, jak chciała.
-Tak, mi. W każdym razie można tak powiedzieć - wyszczerzył zęby i zmrużył oczy, patrząc na nią strasznym wzrokiem.
Spojrzała na niego wilkiem.
-Jeśli Jace i reszta się dowiedzą...
Zaśmiał się z wesołością szaleńca.
-Jace z tobą zerwał, zapomniałaś? Nie zauważy nawet, że cię nie ma. A gdy ktoś zareaguje... no cóż, będzie już za późno.
Zaschło jej w ustach.
-Co masz na myśli? - wyszeptała.
-To, że już dawno będziesz martwa. A nawet jeśli nie... - urwał.
-Nawet jeśli nie, to co? - zapytała ostro, nie pozwalając sobie dopuścić do siebie strachu. Musiała znać odpowiedź.
-To spotkają cię dużo gorsze rzeczy od śmierci. - Roześmiał się, a potem zaczął iść w stronę wyjścia. - Nie próbuj nic zrobić. Nie ma tu nic, co mogłoby ci pomóc. Nie ruszaj się stąd. - Spojrzał z ukosa na jej związane kończyny i uśmiechnął się złośliwie. - Ach, no tak. Zapomniałem. NIE MOŻESZ. - To powiedziawszy zniknął z pola widzenia, zostawiając Clary samą.
-Och, obudziłaś się już?- Usłyszała drwiący głos. Podniosła policzek z zimnej posadzki i spojrzała na męską postać, stojącą za rozpalonym ogniskiem.
Alec.
Rozejrzała się wokoło. Była w jakiejś jaskini, małej i ciemnej. Dłonie miała związane z tyłu, o kostki ocierał się gruby, szorstki sznur, którym były związane.
Przeniosła wzrok z powrotem na chłopaka.
-Dokąd mnie zabrałeś? - zapytała trzeszczącym głosem. Skrzywiła się, słysząc go i odchrząknęła.
Zacmokał z poirytowaniem.
-Kotku...
-Nie nazywaj mnie tak! - zareagowała natychmiast i zakasłała. Coś było nie tak z jej gardłem. - Gdzie jesteśmy? - ponowiła pytanie najbardziej stanowczym głosem, na jaki było ją w tej chwili stać.
-W jaskini w Himalajach. Tu na pewno cię nie znajdą - zarechotał złowieszczo.
-Po co mnie porwałeś? - Jej głos drżał. Bała się odpowiedzi.
-Powiedzmy, że swego czasu będziesz mi potrzebna.
-Tobie? - W to jedno słowo próbowała włożyć wszystkie pozostałe emocje: pokazać, że się go nie boi.
Prychnęła. Nie zabrzmiało to jednak tak przekonująco, jak chciała.
-Tak, mi. W każdym razie można tak powiedzieć - wyszczerzył zęby i zmrużył oczy, patrząc na nią strasznym wzrokiem.
Spojrzała na niego wilkiem.
-Jeśli Jace i reszta się dowiedzą...
Zaśmiał się z wesołością szaleńca.
-Jace z tobą zerwał, zapomniałaś? Nie zauważy nawet, że cię nie ma. A gdy ktoś zareaguje... no cóż, będzie już za późno.
Zaschło jej w ustach.
-Co masz na myśli? - wyszeptała.
-To, że już dawno będziesz martwa. A nawet jeśli nie... - urwał.
-Nawet jeśli nie, to co? - zapytała ostro, nie pozwalając sobie dopuścić do siebie strachu. Musiała znać odpowiedź.
-To spotkają cię dużo gorsze rzeczy od śmierci. - Roześmiał się, a potem zaczął iść w stronę wyjścia. - Nie próbuj nic zrobić. Nie ma tu nic, co mogłoby ci pomóc. Nie ruszaj się stąd. - Spojrzał z ukosa na jej związane kończyny i uśmiechnął się złośliwie. - Ach, no tak. Zapomniałem. NIE MOŻESZ. - To powiedziawszy zniknął z pola widzenia, zostawiając Clary samą.