***Clary***
-Ta. Jest. DOSKONAŁA - wycedziła Isabelle, akcentując ostatnie słowo. - I jeśli w tej chwili mi jej nie przymierzysz, to przysięgam na Anioła, że ci coś zrobię - zakończyła z brutalnym błyskiem w oku.
-Izzy... - westchnęłam. To była już co najmniej dwudziesta "doskonała" sukienka.
-Żadne Izzy! - wydarła się, a kilku klientów spojrzało w naszą stronę z niepokojem. Dziewczyna przycisnęła ciuch do piersi matczynym gestem, a potem spojrzała na niego czule. - Uwierz mi, ona jest IDEALNA. Musisz ją przymierzyć, bo...
-Okay, spokojnie. Niech ci będzie, przymierzę ją. - podniosłam ręce w geście poddania. - Ale pod jednym warunkiem: To już ostatnia.
-Jasne, ostatnia - przytaknęła zapalczywie z uśmiechem, a ja wiedziałam, że to kłamstwo.
Udręczona weszłam do przymierzalni i włożyłam sukienkę. A gdy spojrzałam w lustro, zaniemówiłam.
Hmm, może naprawdę ta jest idealna.
***Jace***
-Tak właściwie, to czego potrzebowałeś? - spojrzał na mnie rudzielec, przekrzywiając głowę.
-Żelu do włosów - wyszczerzyłem zęby, a oni parsknęli śmiechem.
-Tak, oczywiście - prychnął wesoło brunet. - Idź lepiej po broń, Herondale.
***Clary***
-Iz, to dopiero za dwa dni - przewróciłam oczami z szerokim uśmiechem.
-Przecież wiem - żachnęła się, a po chwili znów rozpromieniona kontynuowała komplementowanie moich ciuchów. - Rzucą się na ciebie jak wygłodniałe wilki...
-Isabelle! - parsknęłam śmiechem, trącając ją łokciem w żebra, a ona mi zawtórowała. - Możesz przestać?
-Hmm, raczej nie - uśmiechnęła się szyderczo, a ja znów przewróciłam oczami. Potem weszłyśmy do rezydencji.
***
-Hej, dziewczyny! - krzyknął Alec przy wejściu. Chwilę później pojawił się także mój brat z Jace'em.
-Pokażecie co kupiłyście? A może zrobicie mały pokaz mody? - uśmiechnął się przebiegle Jace.
-Pod warunkiem, że to wy będziecie modelami - odparowała Iz, a ja zaśmiałam się, widząc osłupiałe miny chłopaków. - Oczywiście, że się wam nie pokażemy. Nasze ubrania to niespodzianka - po tych słowach złapała mnie mocno za nadgarstek, ciągnąc w stronę mojego pokoju.
***
-Trzeba je gdzieś ukryć - rzekła, przyciskając do siebie desperacko torby ze swoimi zakupami. - Spokojnie, mamusia nie pozwoli was znaleźć - pogłaskała jedną z toreb, przesuwając po pokoju błędnym wzrokiem.
Rozejrzałam się.
-A może na przykład... - podeszłam do drzwi na balkon, odsłaniając długą do ziemi zasłonę. - ...tu?
-Przecież tu je znajdą, Clary! - jęknęła, a ja otworzyłam małe drzwiczki w ścianie, prowadzące do sporego pokoiku. Drzwi były praktycznie niewidoczne, więc Izzy zastygła zdumiona. - Masz tajną skrytkę? - "Och, zdziwiłabyś się, ile ich mam" - pomyślałam i pokiwałam głową. - Też chcę taką! - zaczęła zawodzić, ale przerwało jej walenie w drzwi.
-Jesteście tam? Jest kolacja i jeśli same stąd nie wyjdziecie, to wezmę was siłą. A wtedy zobaczę wasze ciuchy! - dobiegł nas głos Jonathana.
Isabelle krzyknęła cicho, wpadając razem z torbami - zarówno moimi, jak i jej - do tymczasowego schowka.
-Okay, idziemy - zarządziła twardym głosem.
***
-Gdzie Jace? - zapytałam, skubiąc widelcem sałatkę.
-Mówił, że za chwilę do nas dołączy - ojciec przeniósł wzrok na Kandydatów. - Zaprosiliście już kogoś? - Zaczęli mruczeć coś niezrozumiale, a on najwyraźniej wziął to za tak, bo uśmiechnął się z zadowoleniem.
-Już jestem! - Do jadalni wparował Jace. Ale nie sam. Przy jego boku stała drobnej budowy blondynka z zielono-niebieskimi oczami.
-Poznajcie Helen - objął ją luźno w pasie, a ona odwzajemniła gest. - Kazał pan kogoś zaprosić, więc zadzwoniłem po nią. Nie ma pan nic przeciwko temu, że przyjechała wcześniej? - spojrzał na mojego ojca a ten, nawiązując z nim jakieś nieme porozumienie, uśmiechnął się szeroko.
-Nie, absolutnie nie.
Chłopak podszedł do stołu i odsunął krzesło dla dziewczyny, a ona spojrzała na niego czułym wzrokiem.
Ugh, zakochana para.
Chyba zaraz zwymiotuję.